PUNKOWY WIERSZ ANTYPOLSKI
(dedykowany Marii Peszek za "Sorry Polsko")
są mężczyźni którzy zamiast twoich soczystych ud
spiralnych włosów
miękkich ust
wolą
siwiznę
solne twarze
swoich matek
ich żylaste piersi
zgrabiałe dłonie
są mężczyźni
którzy
gdy sęp wyżera im wątrobę
heroicznie zaciskają zęby
służalczo potrząsają swoim łańcuchem
niczym ich jędzowate matki różańcem
są mężczyźni którzy nigdy nie pójdą na wojnę
za to regularnie chodzą do burdelu
ochoczo wydają tłuste premie
zarobione w korporacjach
za wolność naszą i waszą
są mężczyźni
od frontu krawat
od podwórka hard porno
jak ich matki
dulskie
obłudnice
solne płaczki
pokutnice
co spuszczają oczy
z pasją czułością
gładzą koraliki różańca
gdy zgwałcono
długonogą sąsiadkę
starzy mężczyźni przed niedzielną mszą
parzą zioła swoim matkom
już nie będą mieli żon
i tak wolą dziwki
są kobiety
które
za wolność naszą i waszą
wciąż
pali się na stosach
za społeczeństwo
na opak
na wspak
na forum
za opium dekolt
za gender
afrykańskich
soft porno
za niewparzenie
tupet
zbyt giętki język
Amazonki Achaje
performerki w siatkówkach
na wysokich obcasach
panny z dziećmi
i te
co wstępują do Narodowych
sił
Rezerwowych
zamiast mężczyzn pójdą na wojnę
PÓŁ-SEN
splecione nasze włosy
palce na ramionach
splecione nogi
krzyczę
przez
sen
przy
wracasz
mnie
ciszy czarnej skórze
nocy
pytasz
Lwianna napijesz się wody
rano
zmywasz naczynia
wynosisz śmiecie
jedziemy na grób
mojej
babci
kamienieję
w gardle zamarzły
słowa
rzucam
tylko
wiersze
na płytę z piaskowca
nie mam świeczek
znów przy
wracasz
mnie
moje ciało cmentarzowi
idziemy na przystanek
wkładam Ci pod kurtkę
zgrabiałe ręce
wracasz do żony
za dwa tygodnie
dzwonisz
mówisz
Lwianna śniło mi się
że miałaś jedną nogę w siatkowej
pończosze
do tego
czarny wysoki obcas
Twoja druga noga
była
ucięta
AUTOPORTRET
nie godzę się z losem
nie jestem pobłażliwa
pastelowa
koronkowa
nie z źrenicy opatrzności się wyłoniłam
ale ze Słonecznej kadzi
z ognia powstałam
w ogień się obrócę
ULEWA W OZIEMKÓWCE
krople wody na leszczynach
dzwonią o szyby
moknie kocia sierść
słońce zamknięte w bańce
na mleko
jak dzin w butelce
komin przecieka
leje się woda na węglową kuchnię
skrzypią stare deski
w szafach chroboczą myszy
przemoczeni
śpią gospodarze
kroplami ululani
pleśnią spowici
OWOC NA PÓŁ
nasze połówki
jak półksiężyce
skrzą się
ważą
grzeją
puszczają
sok
sączy się na mojej brodzie
twojej szyi
w pól drogi
do raju zawracam
na wpół przytomna
od ekstazy
bo nie chcę
połowicznie
ale na całość
na wieczność
zamiast
rajskiego jabłka
cała pomarańcza
ZAPIS
jest w komorze sercowej
krew go nie zmyje
na pamieć
znam wszystkie miejsca
w moim ciele
w środku
na zewnątrz
gdzie się zapisałeś
Twój niewidzialny tatuaż
otula mnie jak aureola
jeszcze iskry po Tobie
wplatane w moje włosy
śpią
Twój zapis
zabliźnił we mnie blizny
telegonii
zmienił bieg
historii
***
skrapla się jedwab
sączy się czerwień
skóra ślisko
w ciszy
pragnie
serce w sejfie
szamocze się
łopocze
jak duch
bez ciała
na wietrze
motto:
"umierać trzeba w harmonii ze światłem
a on jeszcze jej nie osiągnął śmierć darowała"
Joanna jechała nad jezioro
zginęła ze swoim synem
w harmonii ze światłem
w samo słońce w zenicie
nad mazurskim lasem
w zgniecionej karoserii samochodu
umarła
pełna pomysłów na
recenzje i wiersze
podłączeni do respiratorów
konający w bólach nowotworowych i śpiączce
nigdy nie osiągną harmonii ze światłem
jakby śmierć budowała
labirynty Minotaura dla przegranych
ta baba niespełna rozumu
o poczuciu humoru jakiego w życiu nie spotkałam
a może to właśnie żywi najbardziej potrzebni są
po tamtej stronie by umarli zmartwychwstali
***
Z czarnych chmur zeszła skóra
jak po opalaniu
na niebie światło dzienne
ponad dachami bezwstydnie
obnosi się ze swoją nagością
na tym ciele świetlistym
jaskrawy różowy
piorun
nieruchomy
niczym długa żyłka
na środku moich piersi
niemy
stop klatka błyskawicy
czy to duch burzowy
może uciekł
( w tym upale ktoś zapomniał
zamknąć drzwi zaświatów)
czy pioruny są nieśmiertelne
posiadają dusze
zmartwychwstają
A może mają swój
burzliwy Hades
KOBIETY MARCINA AFRYKAŃSKIEGO
(notatki z obrazów)
twoje obrazy pełne kobiet
kobiety ścielą się jak płatki
zasuszonych kwiatów
jak psia sierść
na prześcieradle
jedna
wciąż ta sama
w słomianych lalkach
kalekim błaźnie
w buduarze wannie
bramie czerwonej
ogniu
szpitalnej sali
z bochenkiem chleba
jakby ta jedna mała dziewczyna
o czarnych włosach
amazońskiej grzywce
drobnych piersiach
była całym światem
jakby wszystkie kobiety tego świata
były nią
właśnie pali papierosa
siedząc na progu
drewnianej chaty
za chwilę wyprowadzi na spacer
dwa labradory
AUTOPORTRET
nie godzę się z losem
nie jestem pobłażliwa
pastelowa
koronkowa
nie z źrenicy opatrzności się wyłoniłam
ale ze Słonecznej kadzi
z ognia powstałam
w ogień się obrócę