niedziela, 30 sierpnia 2015

Archiwalny tomik z 2006 roku już niedostępny
wiersze i fotki z książki dzięki skanom Michała Majewskiego dostępne są
pod linkiem: /plus.google.com/photos/105737955910286548499/albums/6185209807647080929?authkey=CNSsy9uYp7u9Ug




świeżo malowane 30 sierpnia 2015


wiersze z lipca i sierpnia 2015

wiersze z lipca i sierpnia 2015

****

spływa zieleń kaskadami
zagęszczona słońcem
seledynowa oleista
wiatr ciągnie za włosy morze
w stronę ogrodu
sól na kwiaty nam sypie
tak z nasycenia rodzą się
pastele

błyszczy się
rozłóż parasol

deszcz solny
deszcz piaszczysty
pełen płatków i liści
nie jesienny nie
staffowy
o falochron uderza

a ty idź nad staw szmaragdowy
do Krzesznej
wskrzesić ciszę nad wodą
co przypomina ciężarną kobietę

nakarm ją
bo tam susza grzmi

nakarm ją 
zanim luna
za piorunem wzejdzie





WĄWÓZ LICHTEINSTEIN


ziemia jest bezbronna
gdy zaprasza cię do 
intymnych kontaktów

oglądasz jej skalne wnętrzności
kamieniste płuca
serce z głazów narzutowych
pompuje źródlaną krew
w wapiennej aorcie wodospad

możesz być znów w łonie matki
jako świadomy człowiek nie embrion

ale wystarczy że mocniej zaciśnie
granitowe uda

setki kobiet z plecakami w czadorach z dziećmi na rękach
setki ojców rodziny i  singli
setki wielbicieli tęczy sportów ekstremalnych red bulla
domów rozkoszy nauk przedmałżeńskich

przepadną w czeluściach jej łona
zatrzasną się skały

cofnie wodospad
Wąwóz Lichtenstein zniknie z austriackiej mapy









CURRICULUM VITAE


praca mnie nie czyni wolną
nie pomnaża stanu ducha i posiadania
a cierpienie nie uszlachetnia 
nie powiększam produktu krajowego brutto nawet netto
nadto nie mam żadnej idei  przewodniej ani pobocznej
ambicji geniuszu bezczelnej fantazji bankiera
nie posiadam
nie manifestuję pod żadną ambasadą i domem kultu 
nie jestem feministką gospodynią domową ani nawet  ateistką
obca mi asceza antyteza
bliska synestezja 
dalekie złe nowiny ze  świata mediany
choć przeżywam wszystko jak mrówka okres i trzęsienie ziemi
bardzo pożądam bliźniego swego i każdej rzeczy która nie jego jest 
lecz była zanim zaczął się szarogęsić 
tam gdzie już przed  nim gęsi, ryby  a nawet atomy swój język miały











MANIFEST PRZECIW PUSTOSŁOWIU

język bez słów niech odsłoni zęby
kły z okostnej do kości wyszczerzy
do soli poza  ziemię niech wróci do solarności
bez Platona, idei platonicznej miłości i krzywych zwierciadeł

a wszystko będzie tym czym jest












MANIFEST ANTYFEMINISTYCZNY

to oczywiste nie rzuca się atomowych bomb
bo nikt nie pozna twojej siły 
iluminacja przed świadomością cię wypali

nie poznają  ciebie jeśli będziesz w mundurze i z karabinem
spójrz na ziemię 
ona nie broni się  
wbrew prognozom i wyliczeniom nikt nad nią nie panuje
kiedyś jedynie uśmiechała się znacząco
to było dawno zanim ten bezczelny uzurpator Da Vinci
wykroił jej usta a potem ukradkiem wkleił do swojego obrazu










BALLADA O GRZECZNEJ DZIEWCZYNCE

umiem być komandosem i bossem na tronie z eko skóry
w pośpiechu przegryzam jabłko zamiast berła mam hybrydę
na paznokciach
pod nimi krucha skórka niepańska lecz wysokiej klasy
na wysokich obcasach połysk haust
glamour na ustach strach wzbudzam
a tego czego nie pobudzę nie mogę zaspokoić
choć dopieszczam się w SPA sama śpię
adoruję siebie w centach luksusu moulin rouge tylko dla samotnych pań

ile mogę wypić zjeść i napełnić szaf
żeby sztucznie produkować serotoninę 
potem chodzę na odwyk do fitness club
zgodnie z nowoczesnym oprogramowaniem i gwarancją producenta
muszę trzymać fason





    Motto:
 "nie ma separacji między mną a
 źródłem z którego wszystkie istoty w
 całych wszechświatach znanych i nieznanych pochodzą"
Adam Anczykowski                                                                                        
TRANSMUTACJE
fotografia zrobiona przez teleskop Hubbla
przedstawia
trzymiesięczny płód w łonie matki
pod zdjęciem widnieje napis
dwie zderzające się galaktyki
człowiek człowiekowi kolizją wszechświatów
które były tu tylko przejazdem
na autostradzie wypadek
mała kosmiczna transmutacja
z rowu przy szosie dwie galaktyki
są jak dwa ziarnka piasku
albo pieprzyki za uchem
jeśli tak jest
 -myślimy
więc nas nie ma 








motto:

"Żadnych słów
będziemy rozmawiać czystą poezją,
we wspólnym przed-języku
ludzi"
                                Anna Nasiłowska

SZKLARNIA

szklana wata kaleczy dłonie
szklarnia z fioletowej folii

bezpieczna

powój oplata mnie jak śpiący wąż
na ciele nagiej kobiety kwiaty folią obleczone
czy gdyby nie ona byłyby jak prąd
kogo by poraził
ogrodnika
siewcę

kto podgląda mnie za woalką
za kurtyną
skóra w której żyję zbyt przezroczysta
kogo razi nagość
komu świeci  szklany klosz
pulsuje sztucznie nawożone życie
kwiaty które rodzę
jak w inkubatorze
od początku powleczone w folię
szeleszczą tak że nie uśniesz
chyba że po tabletce
zapakowanej w foliową saszetkę














                                          Rafałowi Szymborskiemu

WIERSZ  OKOLICZNOŚCIOWY
I
serce walentynkowe różni się od  prawdziwego
nie jest tak kształtne ani czerwone
łykowata bryłka mięśni
wiśniowa
rzeźnicka
opleciona kremowym  tłuszczem
wieńcem krzywych
mięsnych rurek
jak to możliwe że to nim cię kocham

jak to możliwe
że dzięki jeszcze bardziej kleistemu
pozbawionemu wszelkiej estetyki mózgowi
wciąż ekstatycznie o tobie myślę

tak intensywnie
aż serce i mózg czerwienią
mienią się niczym największa malarska paleta
szybciej plasują rureczki
wyładowania elektryczne
palą się żyły

II
gdyby miłość była jak chustka do nosa
 i można by ją włożyć do kieszeni na zewnątrz serca
nie przepalałyby się
ludzkie bezpieczniki
żyłoby się ekonomicznie bez skutków psychicznych









***
bez względu na to
czy ktoś pamięta o Kelsang Namco
czy dach świata runie kiedyś wysadzony
przez rebeliantów
(żeby nie powiedzieć mniej dyplomatycznie)

bez względu na to czy West Papua is free
uwielbiam free jazz
nie lubię free love
czy masz żonę czy mnie kochasz

bez względu na konsekwencje sankcje
teleportacje bilokację rosyjską ruletkę
opętanie
w imię ojca i diabła allaha
Jezusa Chrystusa i wszystkich zamarłych
i pod ochroną
bez względu na to czy z martwych powstali

do cholery jasnej pioruna ciężkiego
tylko dlatego

dopóki Słońce nie jest karłem
jeszcze nie eksplodowało

świat kręci się dalej









***
światło rozlane na rynnie
ścieka płynne srebro na asfalt
ty we mnie kapiesz
plączą się w ciszy nici DNA
bije podwójne serce
rynna w aureoli

ja błogosławiona
matka nieboska codzienna
na chodniku siatki i wózek









HARD CORE LIVE

powiedli mnie na pokuszenie
rockmeni z Enter Shikari
zawirowało
flash blood colours
intensywne jak wizja
na buddyjskim satsangu
albo trip DMT
utonęłam w ludzkim morzu
łapałam powietrze jak śnięta ryba
wokół mnie ciała
nad głowami
turlające się prosto z morza na scenę
ciała
pogrążona w orgii metalicznych dźwięków
pełna cudzych włosów

ocalałam
zostało mi w głowie
blaszane echo














JABŁKA

światło
zanurza w słonej wodzie
różowe ostrze

zapach surowych ryb
zamiast nich piekę w ogniu jabłka
owoce niegdyś zakazane
gniją w szkołach
pod blokami
w parkach

jabłka na wodzie jak muzyka Handla
może dotrą nawet na redę

ile mam ich rzucić
byś złapał choć jedno
ale nie zjadaj go
taki mamy szum informacyjny

dotykaj tylko zaróżowionej skóry
włóż rękę w żółty miąższ
niech ogień w owoc zaklęty
cię ogrzewa















motto:

"umierać trzeba w harmonii ze światłem
a on jeszcze jej nie osiągnął śmierć darowała"

 ***
Joanna jechała nad jezioro

zginęła ze swoim synem
w harmonii ze światłem
w samo słońce w zenicie

nad mazurskim lasem
w zgniecionej karoserii samochodu

umarła
pełna pomysłów na
recenzje i wiersze

podłączeni do respiratorów
konający w bólach nowotworowych i śpiączce
nigdy nie osiągną harmonii ze światłem

jakby śmierć budowała
labirynty Minotaura dla przegranych

ta baba niespełna rozumu
o poczuciu humoru jakiego w życiu nie spotkałam

a może to właśnie żywi najbardziej potrzebni są
po tamtej stronie by umarli zmartwychwstali















***
Z czarnych chmur zeszła skóra
jak po opalaniu
na niebie światło dzienne
ponad dachami bezwstydnie
obnosi się ze swoją nagością
na tym ciele świetlistym
jaskrawy różowy
piorun
nieruchomy
niczym długa żyłka
na środku moich piersi
niemy
stop klatka błyskawicy
czy to duch burzowy
może uciekł
( w tym upale ktoś zapomniał
zamknąć drzwi zaświatów)
czy pioruny są nieśmiertelne
posiadają dusze
zmartwychwstają
A może mają swój
burzliwy Hades









KOBIETY MARCINA AFRYKAŃSKIEGO
(notatki z obrazów)

twoje obrazy pełne kobiet
kobiety ścielą się jak płatki
zasuszonych kwiatów
jak psia sierść
na prześcieradle

jedna

wciąż ta sama

w słomianych lalkach
kalekim błaźnie
w buduarze wannie
bramie czerwonej
ogniu
szpitalnej sali
z bochenkiem chleba

jakby ta jedna mała dziewczyna
o czarnych włosach
amazońskiej grzywce
drobnych piersiach
była całym światem

jakby wszystkie kobiety tego świata
były nią

właśnie pali papierosa
siedząc na progu
drewnianej chaty

za chwilę wyprowadzi na spacer
dwa labradory








NAUKA UNIKANIA

pływamy razem w kwantowej zupie
posolonej  pyłem z księżycowych kraterów
dorastamy do zwinnego unikania wielkiej chochli
panicznie boimy się jej metalicznego odblasku
srebrne światło pulsuje non stop niczym gazowy płomień
nieważne że właśnie wpadł mi 
pył do oka 
piecze jak prawdziwa sól
jestem rybą 
muszę się natychmiast wyślizgnąć
płynę za tobą
dobrze znasz zwyczaje ryb 
dzikich zwierząt
a nawet plemion co przetrwają w amazońskiej dżungli
unikną ludożerców na Nowej Gwinei
płynę za tobą
przyczepiłam wodne narty do twojego wehikułu
jak Kaj saneczki do sań królowej śniegu
wierzę że kwantowa zupa nie zamarznie
choć wtedy wielka chochla byłaby nieruchoma
a my stalibyśmy się soplami
co jest lepsze
być zamarzniętym
lub nie być i bez ustanku ścigać się z chochlą