piątek, 5 grudnia 2014

wiersze pisane od lipca do listopada 2014

PUNKOWY WIERSZ ANTYPOLSKI

(dedykowany Marii Peszek za "Sorry Polsko")
są mężczyźni którzy zamiast twoich soczystych ud
spiralnych włosów
miękkich ust
wolą
siwiznę
solne twarze
swoich matek
ich  żylaste piersi
zgrabiałe dłonie

są mężczyźni
którzy
gdy sęp wyżera im wątrobę
heroicznie zaciskają zęby
służalczo potrząsają swoim łańcuchem
niczym ich jędzowate matki różańcem

są mężczyźni którzy nigdy nie pójdą na wojnę
za to regularnie chodzą do burdelu
ochoczo wydają tłuste premie
zarobione w korporacjach
za wolność naszą i waszą

są mężczyźni
od frontu krawat
od podwórka hard porno
jak ich matki

dulskie

obłudnice
solne płaczki

pokutnice
co spuszczają oczy

z pasją czułością
gładzą koraliki różańca
gdy zgwałcono
długonogą sąsiadkę

starzy mężczyźni przed niedzielną mszą
parzą zioła swoim matkom
już nie będą mieli żon
i tak wolą dziwki

są kobiety
które
za wolność naszą i waszą
wciąż
pali się na stosach

za społeczeństwo
na opak
na wspak
na forum
za opium  dekolt
za gender
afrykańskich
soft porno

za niewparzenie
tupet

zbyt giętki język

Amazonki Achaje
performerki w siatkówkach
na wysokich obcasach
panny z dziećmi
i te
co wstępują do Narodowych
sił
Rezerwowych
zamiast mężczyzn pójdą na wojnę












PÓŁ-SEN


splecione  nasze włosy
palce na ramionach
splecione nogi
krzyczę
przez
sen


przy
wracasz
mnie
ciszy czarnej skórze
nocy

pytasz

Lwianna napijesz się wody

rano
zmywasz naczynia
wynosisz śmiecie
jedziemy na grób
mojej
babci

kamienieję
w gardle zamarzły
słowa

rzucam
tylko
wiersze
na płytę z piaskowca

nie mam świeczek

znów przy
wracasz

mnie
moje ciało cmentarzowi

idziemy na przystanek


wkładam Ci pod kurtkę
zgrabiałe ręce

wracasz do żony

za dwa tygodnie
dzwonisz
mówisz

Lwianna śniło mi się
że miałaś jedną nogę w siatkowej
pończosze
do tego
czarny wysoki obcas

Twoja druga noga
była
ucięta






AUTOPORTRET
nie godzę się z losem
nie jestem pobłażliwa
pastelowa
koronkowa
nie z źrenicy opatrzności się wyłoniłam
ale ze Słonecznej kadzi

z ognia powstałam
w ogień się obrócę





ULEWA W OZIEMKÓWCE
krople wody na leszczynach
dzwonią o szyby
moknie kocia sierść
słońce zamknięte w bańce
na mleko
jak dzin w butelce
komin przecieka
leje się woda na węglową kuchnię
skrzypią stare deski
w szafach chroboczą myszy
przemoczeni
śpią gospodarze
kroplami ululani
pleśnią spowici


OWOC NA PÓŁ
nasze połówki
jak półksiężyce
skrzą się
ważą
grzeją
puszczają
sok
sączy się na mojej brodzie
twojej szyi
w pól drogi
do raju zawracam
na wpół przytomna
od ekstazy
bo nie chcę
połowicznie
ale na całość
na wieczność
zamiast
rajskiego jabłka
cała pomarańcza

ZAPIS

jest w komorze sercowej
krew go nie zmyje

na pamieć
znam wszystkie miejsca
w moim ciele
w środku
na zewnątrz
gdzie się zapisałeś

Twój niewidzialny tatuaż
otula mnie jak aureola

jeszcze iskry po Tobie

wplatane w moje włosy
śpią

Twój zapis
zabliźnił we mnie blizny
telegonii

zmienił bieg
historii



***
skrapla się jedwab
sączy się czerwień
skóra ślisko
w ciszy
pragnie
serce w sejfie
szamocze się
łopocze
jak duch
bez ciała
na wietrze



motto:

"umierać trzeba w harmonii ze światłem
a on jeszcze jej nie osiągnął śmierć darowała"

Joanna jechała nad jezioro

zginęła ze swoim synem
w harmonii ze światłem
w samo słońce w zenicie

nad mazurskim lasem
w zgniecionej karoserii samochodu

umarła
pełna pomysłów na
recenzje i wiersze

podłączeni do respiratorów
konający w bólach nowotworowych i śpiączce
nigdy nie osiągną harmonii ze światłem

jakby śmierć budowała
labirynty Minotaura dla przegranych

ta baba niespełna rozumu
o poczuciu humoru jakiego w życiu nie spotkałam

a może to właśnie żywi najbardziej potrzebni są
po tamtej stronie by umarli zmartwychwstali



***
Z czarnych chmur zeszła skóra
jak po opalaniu
na niebie światło dzienne
ponad dachami bezwstydnie
obnosi się ze swoją nagością
na tym ciele świetlistym
jaskrawy różowy
piorun
nieruchomy
niczym długa żyłka
na środku moich piersi
niemy
stop klatka błyskawicy
czy to duch burzowy
może uciekł
( w tym upale ktoś zapomniał
zamknąć drzwi zaświatów)
czy pioruny są nieśmiertelne
posiadają dusze
zmartwychwstają
A może mają swój
burzliwy Hades


KOBIETY MARCINA AFRYKAŃSKIEGO
(notatki z obrazów)

twoje obrazy pełne kobiet
kobiety ścielą się jak płatki
zasuszonych kwiatów
jak psia sierść
na prześcieradle

jedna

wciąż ta sama

w słomianych lalkach
kalekim błaźnie
w buduarze wannie
bramie czerwonej
ogniu
szpitalnej sali
z bochenkiem chleba

jakby ta jedna mała dziewczyna
o czarnych włosach
amazońskiej grzywce
drobnych piersiach
była całym światem

jakby wszystkie kobiety tego świata
były nią

właśnie pali papierosa
siedząc na progu
drewnianej chaty

za chwilę wyprowadzi na spacer
dwa labradory









AUTOPORTRET
nie godzę się z losem
nie jestem pobłażliwa
pastelowa
koronkowa
nie z źrenicy opatrzności się wyłoniłam
ale ze Słonecznej kadzi

z ognia powstałam
w ogień się obrócę





wtorek, 25 marca 2014

serdecznie zapraszam do wysłuchania audycji o moim malarstwie w radiu Wnet, 27 marca, czwartek o godz. 18:00

https://www.facebook.com/events/795751540452533/

środa, 19 marca 2014

Malarstwo

MOJE WIZJE MISTYKOGENNE, TRANSOWE:)















wiersze jeszcze ciepłe


PROLOG DO SYLWII
zupełnie nie wiem jakie znaczenie
ma to, że życie pisze mnie z takim zapałem
rozwiesza girlandy słów
klucze wiolinowe
rozciąga przed oczami syskie bargielskie
wizje halucyjne mistykogenne
rafy koralowe
lazuryty
Bajkał

zupełnie nie wiem jakie znaczenie ma to
że życie maluje mnie tak jaskrawo
turkuśnie
malachitowo
jak na obrazach Friedy Kahlo I Joana Miro

Zupełnie nie wiem bo ja chcę tylko
powiedzieć o tobie
jak wychodzisz rano zza mgieł
i płowego od porannego wybielacza
księżyca
odkrywasz kołdrę by patrzeć mi w oczy
kiedy  jeszcze śpię

wtedy najmocniej uderza we mnie
że jestem
pod skórą
podświadomie
astralnie
transpersonalnie
ponad ludzkie pojęcie



***
mam czerwone wnętrze
dużo w nim luster
abażur też krwisty
z rzeźbionym trzonem
puste łóżko tylko czasem
spod kołder kapie białe
światło
jarzy się
pomarańczowa aureola
gdy już przyfruniesz w moje ramiona
będziemy polarną zorzą



WIERSZE POZAWERBALNE

I

Twoja Ra

fall
ica

Pragnie Ra

fall
icznego

odurzenia

Pragnę
Cie
bie

pasyjnie
mistycznie

atawiztycznie



tak bardzo
że
satyna śliskich kołder
zamienia się
w czerwoną
wrzącą

ciecz


II

 Niech eskalują Ci endorfiny
         
           Ja
       
         Eroica
         brzmię
     
     rozbóstwiam
         
            się
     
w Twoich erytrocytach

        byś miał
        endogenną
        euforię
        Eros
        Ra
        falliczną
     
       iluminację

Niech skrapla się we mnie Twoja aureola

***
Rzeźbiarzu glinianych masek
Poławiaczu ryb i rzecznych ślimaków

Żywy człowieku z kanwy moich obrazów i wierszy
mam Cię na chwilę w ramionach

bo jesteś duchem lasu i mokradeł
tam wrócisz na zawsze
jak syrena do morza

pojawiasz się
pomiędzy jednym a drugim połowem ryb

jak Cię nie kochać całą sobą?

NIE
w pełni

Jak uodpornić się na tę miłość

NIE
w pełni

pomiędzy poranną kawą a paletą farb
pomiędzy gąszczem wierszy a zbieraniem na chleb






nowe wiersze


"ja jestem gniewem bożym"
                                        Aguirre
FENIKSJANA
kobieta która płakała sadzi krzewy magnolii
na zasolonej ziemi

kobieta która odradza się z popiołów
stworzy rajski ogród na zgliszczach
wyrosną dzikie trawy
irysy orchidee
rozchylone tulipany
przyjdą na światat kolibry
papugi pancerniki
ludzkie dziecko
kobieta która odrodziła się z popiołów
grzebie swych zmarłych pod krzakiem magnolii
pod rajską jabłonią zakopuje swoją miłość

kobieta która płakała
powstała z popiołów
stoi pod wiatr trzymając w wątłych dłoniach
Hunę
ta kobieta
pomści swoją krzywdę
bez nienawiści
 wojny
bez rzucania kamieniami
awantur
ten kto ją zniszczył
sam zadławi się we własnym sumieniu
utopi w swojej niemocy
zupełnie po cichu
rozstąpi się ziemia
z brzegów jezior i rzek
wystąpią wody
pozdychają wszystkie ryby
niebo zapłonie
 Twój ogród czernią się zasnuje

ZANIM

określisz moją płeć
nazwiesz mnie 

zanim zapuszczę dredy jak ojciec
urosnę szybciej niż w Tobie wiersze mamo

a ty dojrzejesz

twoje piersi nasiąkną mlekiem

zanim tata stanie się mężczyzną
i nie będzie tylko łowił ryb

aż w końcu zdecydujecie czy się kochacie

czego chcecie  poza pstrągami
poezją  obrazami
drewnianą chatą o zapachu sztuki i terpentyny

może uda mi się
postawić was do pionu

może zdążycie przed  gorzkim żalem
moją rozpaczą
bo pieluchy zbyt mokre za mało mleka chleba i
miłości

KOŁYSANKA DLA SYLWII


niech mi elfy do snu tkają
skrzydła cienkie jak pajęczyny

łagodnie cierpliwie
nitka po nitce
niech mnie mojra utka
ulula
dotyk po dotyku
do snu mnie scali

twoje ciało przy moim ciele
oko przy oku
rzęsa do rzęsy
myśl
po -myśli
duch w duchu najgłębiej
po ekstazę 
eter

twoje wiersze moje planety
twoje obrazy moje totemy
nasz 

olimp
panteon
zodiak
wszystkie znaki na  niebie i ziemi

albo bez tego
niech mi Bóg Cię ześle bez ciała
nagiego
bez wyjaśnień
pytań
oczekiwań

bym mogła w końcu 
być cała
Jedyna
jak pierwszy embrion 
w boskim brzuchu


KOŁYSANKA DLA RAFAŁA

sen osiada na kocich wąsach
sen osiada na Raffalicznych dredach
miękkie dłonie na Twojej głowie
liść łopianu
wachlarz
moja
stopa
niech Cię

kołysze

wachlarz
kobieca
stopa
liść łopianu
niech Cię

kołysze

kołysze kołysze koła Słońca
koło Księżyca
kołysze kocia kołyska srebrna łyżka
łuska

spokój
ode mnie do Ciebie od Ciebie do mnie
przez synapsy
światłowody
prosto z serca do serca
ruro
ciąg
prosto z serca



WŁOSY

gubię włosy więc jestem
byłam w Twojej kuchni
bibliotece łóżku

czarne długie włosy
jak ślady zwierząt w lesie
niczym gęsta krew w moich żyłach
tłoczących do serca żywicę
lepką od światła i cukru

bym mogła tworzyć i się odżywiać
iluminacjami
zostawiać włosy w notesach
na wannie na szyi kochanka

podobno gdy wypadają włosy
czegoś bardzo ci brak
źle się odżywiasz

żywię się sztuką i przestrzenią
pochłaniam karmel nasienie
maślany krem tosty

póki doznaje rozkoszy
piszę poezję
żyję

***
jestem pomiędzy
szeptem wiatru w wiśniowych liściach
pomiędzy ulewnym deszczem
a ufnym snem na hamaku w twoim ogrodzie
chłonę żywioły
sól też chłonę

zmysły mam rozwarte zawsze jak źrenice po LSD

pomarańcze komety chryzantemy
samoloty,mgławice andromedy 
Ariadny z Naxos, Eurydyki senne
i te biegnące z wilkami

wszędzie bywam
nigdzie mnie nie ma
bezdomna w swoim umyśle
oderwana
uśpiona monada 

zatańczę wam jak sama sobie zagram
nie musicie płacić
za mój występ
mój  solo show jest spektakularny

Z pewnością ktoś będący bogiem może doprowadzić do połączenia dwóch namiętności"
Janette Winterson

* * *

Moja namiętność jest inna

niż ta

jaką żywił Napoleon

do Józefiny i pieczonych kurczaków


Moja namiętność jest inna

niż

Salome

Virginia Woolf

Frieda Kahlo



Mam zawsze zimne policzki

i dłonie

wciąż kolorowe od farb

gdy piję herbatę

zostawiam zielono-niebieskie

plamy na szklance

choć dobrze się ukrywam

niczym wąż

zrzucam starą skórę


bezboleśnie

bezszelestnie


szeleszczą tylko satynowe koszulki

i spódnice z tafty


moja jasna cieniutka skóra

kruche naczynia krwionośne

barwy jaskrawe

płótna żywiołowe

piekące wiersze

zawsze są o krok za mną


nawet gdybym miała

przeszywający niczym oszczep

głos Marii Brink

nie byłabym wstanie wyrazić

namiętności

która pali mnie aż po sam

kostny szpik

 pod scriptum

 Napoleon był kiedyś najpotężniejszym człowiekiem na świecie

a nie potrafił z Józefiną wygrać w bilard...

a to dlatego, że

największym kłamstwem na świecie

jest wymyślenie logiki i

wmawianie sobie i innym,

że ona naprawdę istnieje....


MALOWANIE NAGĄ DŁONIĄ 
nie mogę oprzeć się bliskości
maluję nagą dłonią
ostatnio sięgnęłam nawet
pod skórę obrazu
między księżycowym kamieniem
a kroplami ze szlachetnego metalu
zastygła moja krew

ŚLAD

Ktoś zostawia swój ślad
jak samolot na niebie
hologram myśli
uczuć

I leci dalej

zatrzaskują się chmury
wszystko znika
niczym piana
na zimnym szkle

a ty nosisz ten ślad
jak tatuaż
jak roślinę
która nagle zapuściła
w tobie korzenie

możesz tylko malować
pisać albo
upiec chleb i pokruszyć go
głodnym duchom


 EROTYK PRZEŚWIETLONY
być  duchem i laserem
prześwietlić twoje oczy
jak fotograficzną błonę
prześwietlić
dłonie
ramiona
usta
wejść do Ciebie
jak do gotyckiego kościoła
gdy słońce jest najbliżej

***
chcę Cię dotknąć
z rozpostartymi skrzydłami na niebie
poza czasem
mieć Twoje skrzydła
choćby  jako tatuaż
na plecach

 ***
zabrakło mi pojęć
milczałam więc jak kazał 
mistrz Wittgenstein

milczę więc jestem
byłam wtedy
od życia zwierzęcego prenatalnego
aż po ludzkie granice
bez granic nie mam
języka ani metajęzyka
nie miałam pojęcia
jak ci powiedzieć
że gdy tylko przestępujesz próg mojego domu
rosną we mnie nenufary
rozchylają się kielichy lilii 
sypią się srebrne płatki 
moje oczy świecą jak mleczna droga
ciało fosforyzuje w ciemności

zawsze będę twoim światłowodem


Z LOTU PŁATKA

z pożaru ciał powstałeś
i ta sama namiętność w proch Cię obróci


BLADYM ŚWITEM

przerwany
dźwięk pęknięta
struna jak oparta
o kamień gitara
w rozdartej 
sukni bez nocy
w twoich włosach
mokrą stopą
rozgrzebuję
suchy
piach


***
Pełna gęstej jak żywica tęsknoty
twardniejącej z każdą nocą
podmuchem wiatru
a ty jesteś w niej zalakowany
niczym owadzie skrzydło
w bursztynie
zamkniętym na piasek
moje dłonie otwarte tak mocno
kamienie pod stopami
kawałki wypalonego drewna
żłobione przez wodę 
przyklejam na plaży do swoich obrazów
wyznaczających tor latawcom
gdy kitesurferzy piszą na falach
morską odyseję


***
samotność jest jak echo
odbijające się niczym piłka o fale

jest gniazdem
które można wypełnić

obrazami
dźwiękami
kwiatem łubinu
krajobrazem

tylko jak długo można uciekać
w życie wewnętrzne

jak długo można uciekać w sztukę
głaskać ją tulić
niczym kota albo psa

którego z głębi siebie nie ma już
czym nakarmić


"THE POWER OF LOVE"
muszę siebie kochać
za rodziców których nigdy
nie miałam
za mężczyznę którego
nie mam
za siebie
która

całe szczęście
na całe
życie
JESTEM

zawsze
silniejsza
od każdej miłości
na tym świecie


NOCNA ORCHIDEA

zapach
kwiat granatowy
którym dotykam ust piersi
końców rzęs

zapach prowadzi mnie
przez ciemność gęstą
Jak aroniowy sok

wychodzę do ogrodu
W ramiona ciszy
podbarwionej łuną

trzymam nocną  orchideę
jak dziecko przy piersi
Ja samotna wilczyca bez
futra księżyca
wiatru

strzegą mnie siwe chmury
zapach kwiatu

mam znów ochotę pobiec w tę przestrzeń
miękką niczym sierść
Barwy granatu orchidei
śliskiej koszulki
co odsłania moje piersi
ale nie czuję zimna
siedząc na schodach
obok fioletowych krzewów

nie jestem z tego świata
nie jestem też kobietą z morza
do nikogo nie należę
bywam tylko czasem w czyiś ramionach

na co dzień tuli mnie kosmos
kwiat granatowy
Opary gorącej kawy
otula mnie dym z kadzideł
woń perfum

gdy byłam dzieckiem
też wstawałam
by natrzeć się olejkiem
z orchidei
tylko nie mogłam
wybiec w ramiona nocy
nie sięgałam tak
wysoko by dotknąć łuny
przytulić się i słyszeć
bicie serca ciszy

zawsze strzegł mnie granatowy
Kwiat

do Świtu jeszcze daleko
wracam więc do pustego
łóżka
W którym czasem ktoś
ze mną gości
I odchodzi
do swojego świata

A ja wyciągam
zasuszony kwiat orchidei
trzymam go pod poduszką
Na dobranoc
Na szczęście




„Miłość jest jak jedzenie śniegu
Zapiera dech, oszukuje głód”
                                Anna Janko (Pasja według św. Hanki)
          
MANTRA O ZAPACHU ŚNIEGU

Miałam kiedyś perfumy o zapachu śniegu
pryskałam się nimi jak opryskuje się
jeszcze nie do końca pobielone jabłonie
jakbym niczym kot znaczyła swój teren

gdy jest 36 stopni mrozu zapach śniegu
obezwładnia węch niczym feromony szakali i gepardów
daje ekstazę podobną do opium

mam 36 lat i wciąż żyje sama
choć dobrze znam woń męskiej bieli
woń śniegu i miłości z ekranu  kart literatury
(czasem zapach śniegu zastępuje  jego smak)

Zapach śniegu w górach 
 nad morzem niesiony teraz przez wiatr
który inaczej brzmi w liściach paproci i mięty
inaczej gdy oplata się wokół hortensji
zapach śniegu w Positano
jest jak schizofrenia
na południu śnieg to wybryk natury
pada tylko czasem
tylko czasem
jak kwitną białe orchidee
tak unikalne niczym 
zapach śniegu zmieszany z wonią piasku
bladym świtem
gdy morze nie zmyło jeszcze kosmicznego pyłu
i szronu z twoich warg
po których pamiętam wciąż
 zapach śniegu na moim ciele